Moje artykuły

Szesciolatek: Niedobrze, kiedy się zapomni je nakarmić.
Trzylatek: jeszcze niedobrzej nakarmić je za dużo.
Sześciolatek: nie mówi się niedobrzej, tylko gorzej.
Trzylatek: ale najźlej dać im za dużo jedzenia.
Sześciolatek: wcale nie. Najniedobrzej zapomnieć je nakarmić.

Nauka języków obcych stała się w dzisiejszych czasach niezwykle popularna. Na każdym kroku spotykamy reklamy szkół językowych, kolorowe bilbordy z hasłami zachęcającymi do nauki, artykuły prasowe dotyczące stosowanych dziś, super skutecznych metod. Dociera do nas masa, nierzadko sprzecznych informacji na temat najlepszych szkół, nauczycieli, metod, podręczników itd. Rodzice zastanawiają się w jakim wieku ich dziecko powinno rozpocząć naukę języka obcego, czy rzeczywiście jak najwcześniej, czy lepiej trochę później? Czy to prawda, że w starszym wieku człowiek już nie ma szans na opanowanie języka? Zadając te pytania, otrzymujemy różne odpowiedzi.

Prawda o nauce języka obcego jest taka, że nie jest to proces zupełnie ‘bezbolesny’. Należy sobie uświadomić już na samym początku, ze ‘złoty środek’ nie istnieje. Przede wszystkim, posługiwanie się językiem jest umiejętnością, nie wiedzą, co oznacza, że nie nauczymy się języka, czytając o nim. Powinniśmy właściwie posługiwać się zwrotem ‘nabywać języki obce’ zamiast ‘uczyć się języków obcych’. Oczywiście, aby posiąść tę umiejętność uczymy się na pamięć słówek, struktur gramatycznych, regułek dotyczących ich zastosowania itd. są to jednak narzędzia, dzięki którym możemy mówić. I tylko poprzez mówienie jesteśmy w stanie nauczyć się posługiwać językiem.

Nabywanie umiejętności mówienia, spójność i płynność wypowiedzi jest indywidualną zdolnością każdego człowieka, dlatego tez, niemożliwe jest zmierzenie i stwierdzenie, ze np. metodą X nauczysz się 4 razy szybciej, a metodą Y opanujesz angielski w cztery tygodnie.

W historii nauczania było wiele metod, które w swoim czasie zyskiwały mniejszą lub większą popularność. Dlaczego przez tyle lat, nie została opracowana żadna metoda idealna? Otóż odpowiedzią na to pytanie jest fakt, iż niemożliwe jest opracowanie uniwersalnej metody , ponieważ nie dostosowujemy ludzi do metod, tylko metody do ludzi. W nauczaniu, szczególnie języków, na pierwszym miejscu jest człowiek, poznanie jego osobowości, potrzeb, celów i obaw, a następnie dobranie do niego odpowiedniego podejścia w nauczaniu. Oczywiście, nie chodzi o to, aby w sześcioosobowej grupie sześć razy zmieniać metody w trakcie zajęć, ale o to, aby dostosować taki tok nauki, stworzyć taką atmosferę, aby każdy z uczestników kursu czuł się przede wszystkim swobodnie wypowiadając się oraz będąc ocenianym.

Nie ma ściśle określonego wieku, w którym człowiek powinien zacząć pracę nad językiem, tak jak nie ma wieku, w którym opanowanie języka obcego byłoby już niemożliwe. Rozpoczęcie nauki w każdym wieku może mieć, jak wszystko, dobre i słabe strony. Dzieci, u których narządy mowy nie są jeszcze w pełni ukształtowane szybko nauczą się bezbłędnej wymowy nawet najtrudniejszych słów. Jednakże, dzieciom, u których nie rozwinęła się jeszcze umiejętność myślenia abstrakcyjnego, trudno jest wyjaśnić, że inaczej należy wyrazić to co będzie, a innego słówka użyć, kiedy mówimy o tym, co już było. Dorośli z reguły, mają problemy z zapamiętaniem i wymową nowych słówek, ale dużo szybciej przyswajają zasady gramatyczne. Wbrew temu, co się powszechnie mówi, wiek nie ma większego znaczenia na szybkość przyswojenia języka. Czynniki, które mają decydujący wpływ na naukę języków obcych to: motywacja i cechy osobowości. Najszybciej uczą się osoby, których cechuje wysoki poziom motywacji albo zewnętrznej (np. obiecana podwyżka za zdany egzamin, konieczność częstych wyjazdów za granicę) bądź motywacji wewnętrznej (ciekawość języka, pragnienie posługiwania się językiem obcym). Poza czynnikiem motywacji, najszybciej uczą się osoby określone w metodyce nauczania jako ‘risk-takers’ – czy tak zwani ‘ryzykanci’. Są to osoby, ze skłonnością do podejmowania ryzyka, często ekstrawertycy, którzy bardzo szybko przełamują bariery, i nabywają umiejętność mówienia metodą częstych prób i błędów. Wbrew pozorom, czynniki takie jak: szybkość zapamiętywania nowych słów, zdolności percepcyjne czy umiejętność logicznego myślenia nie mają tak wielkiego znaczenia w nabywaniu umiejętności posługiwania się językiem obcym.

Chodzi o to, by mówić jak najwięcej i nie przejmować się błędami, tylko traktować je jako ważny, pozytywny element poznawania.

Jednakże, niezależnie od naszego poziomu motywacji i cech osobowości musimy pamiętać, ze nabywanie języka to proces długotrwały, wymagający dużo poświęcenia i systematyczności. Jest to proces poznawania nie tylko zbioru słów, struktur gramatycznych, nowych zasad wymowy, ale jest to też przenikanie w obcą kulturę, w inny sposób myślenia i inną mentalność. Jest to często zupełnie inny system nazywania i definiowania pewnych zjawisk, nadawania im innego zabarwienia. Dlatego też, decyzja o nauce języka obcego to chęć poznania i przyjęcia tego co inne i nieznane.

Żyjemy w czasach, w których panuje obsesyjne dążenie do celów. Zależy nam, żeby było szybciej, skuteczniej, prościej. Czasami jednak, sam proces realizacji może być bardzo wciągający i przyjemny. Języka uczymy się całe życie. Proces ten staje się częścią naszego dnia, formą pracy, sposobem spędzania wolnego czasu, drogą do pogłębiania wiedzy z dziedziny, która nas interesuje lub możliwością przebywania w nieznanym nam wcześniej świecie i poznawania nowych ludzi. Możemy mówić o opanowaniu języka obcego, kiedy staje się on naszym drugim językiem, językiem, którego słowa nie szukają ekwiwalentów języka ojczystego, ale żyją własnym życiem, reprezentują nasze doświadczenia, wzbudzają w nas emocje i wywołują skojarzenia, jednym słowem, język za pomocą którego, w sposób już nieświadomy, wyrażamy siebie i swój świat.

Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa’

J. Słowacki

Magda Małagowska

P: EVERYBODY GET DOWN ON THE FLOOR! (…) ANYBODY GETS IN OUR WAY GETS A BULLET IN A BRAIN!

(tłum. ‘Wszyscy na podłogę! (…) Ktokolwiek wejdzie nam w drogę, dostaje kulę w łeb!)

(fragment z filmu: ‘Inside man’ 2006)

MNIEJ TEORII, WIĘCEJ AKCJI

Początek nowego roku niesie ze sobą nowe wyzwania i plany. Podsumowujemy minione wydarzenia, oceniamy zrealizowane (lub nie) pomysły, przekształcamy je w nowe, inne lub podobne. I zaczynamy od nowa. Podejmujemy decyzje o nowych przedsięwzięciach, lub postanawiamy kontynuować te, które już rozpoczęliśmy. Nie jest to jednak artykuł o planach napadu na bank, lecz o metodzie wizualizacji sytuacji wykorzystywanej przez nas w nauce języka angielskiego.

Scena, która została przedstawiona na samym początku jest materiałem, na podstawie którego przedstawiamy zagadnienia gramatyczne, pogłębiamy wiedze leksykalną, konsolidujemy umiejętność słuchania, udoskonalamy akcent, i co ciekawe, przenosimy się na chwilę w czas i miejsce akcji.

Jak już podkreślone zostało w poprzednim artykule parę miesięcy temu, nauka języka obcego to proces nabywania umiejętności mówienia i myślenia w danym języku, czyli praktycznego posługiwania się nim w sytuacjach nowych i spontanicznych.

W większości szkół zarówno państwowych jak i prywatnych, dużą uwagę poświęca się na teorię. Głównym powodem tego, jest fakt, iż w przeszłości większość egzaminów wyglądała podobnie i wymagała od zdającego odtworzenia regułek, zasad i wyjątków opisanych w podręcznikach. Od niedawna, poszliśmy jednak w inną stronę. W stronę praktyki. Matura ustna z języka obcego jest już obowiązkowa, a na języku polskim, obecne testy nie pytają, w którym roku i o której godzinie urodził się dany pisarz, lecz przede wszystkim, sprawdzają umiejętność logicznego myślenia i szybkiego kojarzenia faktów. Pójdźmy więc w tym kierunku dalej, przede wszystkim i szczególnie w nauce języków obcych. Typowy absolwent szkoły średniej po zaliczeniu testu z języka angielskiego opartego na typowym programie edukacyjnym, obciążonym uporządkowaną teorią gramatyczną ściśle podzieloną tematycznie wyjeżdża za granicę, gdzie zmuszony sytuacją zaczyna mówić. Przed każdą wypowiedzią jego proces myślowy wygląda mniej więcej następująco:

  1. Pojawia się zdanie, które chce powiedzieć po polsku.
  2. Szuka w pamięci słówek, których potrzebuje, aby przetłumaczyć.
  3. Zastanawia się, jakiego czasu najlepiej użyć i czy oby na pewno nie mamy do czynienia z jakimiś klasycznymi wyjątkami.
  4. Następuje proces tłumaczenia.

Tak wygląda rozmowa, gdy język jest nam znany teoretycznie na poziomie celującym. Jeśli słownictwo lub gramatyka są gorzej opanowane, taki dialog nie ma miejsca, poddajemy się przy którymś z wyżej poddanych punktów i najczęściej w ogóle rezygnujemy z wypowiedzi, ponieważ praca tłumacza jest naprawdę wyczerpująca. Lecz po co przeskakiwać przez płot, skoro można otworzyć bramę?

OTWIERANIE BRAM….

Sytuacja idealna ma miejsce, gdy niezależnie od poziomu opanowania języka, znajdując się w kontekście anglojęzycznym potrafimy automatycznie przestawić nasze mówienie i myślenie na język obcy. Jest to możliwe, nawet, gdy opanowane są tylko podstawy. Jak tego dokonać? Oczywiście nie jest to proces, który może nastąpić z minuty na minutę, ani nawet z dnia na dzień. Jest to umiejętność kształtująca się wraz ze sposobem nabywania języka, charakterem kontaktu jaki z nim mamy. Jeśli moją metodą na przyswajanie języka jest głównie tłumaczenie słów, potem zdań z języka ojczystego na język obcy i odwrotnie, jest duże prawdopodobieństwo, że ten język obcy pozostanie dalej obcy. Aby zobrazować powyższe, wyobraźmy sobie, że poznajemy nowe słowo: terrified. Nie rozumiem tego słowa, wiec ktoś wyjaśnia mi, że oznacza ono ‘przerażony’. Przyjmuje to do wiadomości i jestem w stanie dalej czytać tekst. Problem tkwi w tym, iż następnym razem widząc lub słysząc słowo ‘terrified’ – automatycznie myślę – ‘przerażony’. Tak więc, angielskie słowo wciąż jest dla mnie puste i nie budzi żadnych emocji, ani skojarzeń, dopiero czyni to jego polski ekwiwalent. Jeśli zrezygnowalibyśmy w tej sytuacji z tłumaczenia i zmusimy się do dotarcia do znaczenia tego słowa za pomocą obrazu i kontekstu, słowo ‘terrified’ nabiera barw emocjonalnych oraz zwiększa prawdopodobieństwo, iż w sytuacjach o podobnym charakterze pomyśle ‘terrified’, a nie ‘przerażony’. W nauce języków obcych należy na tyle, na ile to możliwe odejść od języka ojczystego, słowników bilingwalnych, gdyż tłumaczenie, z pozoru efektywne, tylko ‘osłabia’ znaczenie słów języka, który staramy się opanować i tym sposobem opóźnia, bądź w ogóle uniemożliwia ‘przejście’ do myślenia w języku obcym. W nauce języka powinniśmy zachowywać się jak dziecko, które słyszy, poznaje i wykorzystuje go po raz pierwszy w określonych sytuacjach domowych, następnie, poprzez generalizacje potrafi wykorzystać struktury i słownictwo w sytuacjach pozadomowych.

Metoda, którą opisujemy (SLT – Situational Language Teaching) została opracowana już w latach 20-stych przez Harolda Palmer’a i innych brytyjskich lingwistów. W 1965 roku na całym świecie ukazała się seria ‘Situational English’ (‘Sytuacyjny Angielski’) oparta na tej metodzie, której program był wykorzystywany do nauki imigrantów w Australii. Jako główne zasady nauczania Palmer przyjął:

  1. Nauka języka rozpoczyna się od mówienia.
  2. Język obcy jest językiem, którym posługujemy się na zajęciach.
  3. Gramatyka oraz słownictwo są przedstawiane, wprowadzane i utrwalane poprzez sytuacje.

Dziś, naszym zdaniem, metoda ta jest niedocenianym elementem metody tradycyjnej, której zdecydowanie należy poświecić więcej czasu, ale wyniki nauki są rewelacyjne. Szczególnie, gdybyśmy kiedykolwiek znaleźli się (odpukać) w opisanej na wstępie sytuacji w banku na Manhattanie, szybkość odbioru języka może nam nawet… uratować życie.

Magda Małagowska

Lekcje angielskiego online